Vang Vieng
LaosMalutka mieścina, określana mianem mekki backpackersów, lata świetności ma na razie w zawieszeniu. Przez dużą ilość zgonów na szalonych imprezach większość lokali w mieście została zamknięta, nad spokojem czuwa specjalna Policja Turystyczna, co nie oznacza, co prawda, że wieczorami jest tu dom starców – jednakże zauważalne jest trzymanie strefy melanżu w ryzach zamkniętych do dającej się kontrolować przestrzeni głównej ulicy.
Absolutnym punktem do zaliczenia tu jest tubing czyli spływ w dętkach po wartkiej rzece ( kiedyś było to powiązane z grubą bibą w wielu barach po drodze, lecz ze względów o których powyżej ostały się tylko dwa, co w sumie ma sens bo duża ilość wody niezbyt sensownie łączy się z dużą ilością wódy). Hint od miejscowego ziomka jest by z trzech firm organizujących spływy : żółtych, białych i czerwonych korzystać tylko z dwóch pierwszych bo robią to mieszkańcy miasta i kasa zostaje u nich, natomiast czerwoni to komercyjne przedsięwzięcie zewnętrzne więc niefajnie.
Miasto otoczone jest wapiennymi górami, więc widoki jak takie mniejsze i bardziej suche Halong Bay z chmurami leniwie ześlizgującymi się ze szczytu. Ogólnie chill mimo iż lało jak cholera i temperatura spadła do przeraźliwych 25 stopni.