Ayutthaya
TajlandiaKoszt dotarcia z Bangkoku do Ayutthaya to w naszym przypadku jeden telefon, który musiał wypaść gramoląc się w tuktuka oraz 2zł od łebka za miejsce stojące w wagonie 3 klasy (To nie takie złe jak brzmi, fajne 2h w przewiewnym czystym wagonie, siedząc na podłodze).
Ayuthaya to jedna z byłych stolic tajlandii więc oczywiście pełno tu gruzów starych świątyń (choć po Angkor Wat to już chyba żadne kupki kamieni nie zrobią wrażenia), poza tym atrakcją może być chyba jedynie nieduży ale bardzo fajny night market, gdzie zdecydowanie warto spróbować ich małych kulkowatych naleśników z mleka kokosowego z kremowym półpłynnym wnętrzem. Mniam!
Miasto warto zwiedzać na rowerze (40Baht za dzień) dzięki czemu nie dość, że główne miejsca zalicza sie szybko to i lepiej jest brać udział w ruchu ulicznym na jakichkolwiek kółkach bo piesi są tu kompletnie ignorowani i przebieganie przez jezdnie biegiem, nawet po pasach, nie nalezy do przyjemności. To kompletnie odróżnia od Wietnamu czy Kambodży, gdzie piesi i zmotoryzowani mają zawarty pakt o nieagresji.
Po okolicy biegają luzem niezliczone ilości bezpańskich piesełów, co wieczorami w ciemniejszych zaułkach potrafi przysporzyć lekkiego dreszczyka emocji gdy wyobrazisz sobie jak rzucasz butelką Singha i w klapkach starasz się salwować ucieczką ( prawie true story, bo był zimny dreszcz ale obyło się bez rzucania a tylko przyspieszeniem kroku i warknięciem na szczekającego )
Zatrzymaliśmy się w Baan Bussara, jest czysto, super serdeczna miła obsługa, do night market 5 minut z buta. 650Baht za noc.
Jedzenie bajecznie tanie, polecamy mocno knajpkę Burinda ( https://goo.gl/maps/6RbZ2W9ugTU2 ) Pad Thai 40 Baht, Mama noodles 50 Baht.. grosze a przepyszne. Jak idziesz do knajpy i widzisz dania w cenach powyżej 100bht, olej – za rogiem masz za 40/50 to samo jak nie lepsze.